Cześć!
Długo myślałam nad tym wstępem. Ostatnio ciężko mi przychodzi ubieranie w słowa pewnych myśli. Dlatego przejdę od razu do sedna. Będzie o marce Le Petit Marseillais, a dokładniej o pielęgnującym olejku pod prysznic (wersja orzech laskowy i mleczko pszczele). Być może wiele z Was miało okazję poznać ten produkt, dzięki akcji ambasadorskiej zorganizowanej przez tego francuskiego (?) producenta kosmetyków. Ja sama przyznaję, że trudno oceniało mi się ten kosmetyk. W każdym razie, postanowiłam wyrazić swoją opinię. Właśnie teraz.
Gdybym miała oceniać książkę po okładce, a kosmetyk po opakowaniu, to zapewne wszystkie moje żele pod prysznic wyglądałyby jak ten olejek. W rzeczywistości okładka sporo mówi nam o zawartości książki, czyż nie? A opakowanie tego produktu woła: kup mnie! Spytacie co mnie tak urzeka w tym stosunkowo prostym tworze z plastiku? Otóż jest to kształt butelki. Szata graficzna również wpasowuje się w mój gust. Warto również nadmienić, iż samo opakowanie jest szczelne (nic się nie wylewa przy transporcie), a z drugiej strony otwiera się bez uszczerbku dla paznokci. W tym miejscu pragnę pogratulować producentowi.
Właśnie uświadomiłam sobie, że już dawno nie rozwodziłam się tak bardzo nad wyglądem opakowania jakiegokolwiek kosmetyku. Ostatnio starałam się jak najbardziej skracać swoje recenzje, za dużo wyrazów w jednym zdaniu nie wróży nic dobrego. Dlatego skupmy się lepiej na właściwościach tego produktu myjącego i zapachu. Czy zapach mi się spodobał? I tak, i nie. Z jednej strony wydaje mi się otulający i stosunkowo mocny. Żelu przyszło mi używać na przełomie wiosny i lata. Taki zapach miodowo-orzechowo-pudrowy bardziej odpowiadałby mi jesienią. Ale nic to, można do niego wrócić właśnie o tej porze roku.
Formuła tego bursztynowego płynu jest dość niespotykana - ni to żel, ni to olejek. To trzeba przyznać kosmetyk na pewno nie jest tłusty. Jest natomiast rzadki, przez co nieco traci na wydajności. Rozprowadzany na skórze szybko zamienia się w delikatną kremową piankę. Zgadzam się, że olejek z orzechów laskowych i mleczko pszczele nie powodują przesuszenia i nadają skórze miękkość. Natomiast nawilżenie nie jest długotrwałe, moja skóra potrzebuje dodatkowej porcji balsamu do ciała. Niemniej tragedii na pewno nie ma.
Kosmetyki LPM wyróżniają się na rynku zapachami, a ten olejek ostatecznie przypadł mi do gustu. Zawsze można szukać mankamentów, ale po co skoro całościowa ocena jest pozytywna?
Dajcie znać, czy miałyście okazję używać tych kosmetyków do kąpieli LPM. Ja w ubiegłe wakacje z przyjemnością używałam tego żelu.
Zaczynam zastanawiać się nad którymś z tych olejków, bo składowo nieźle wypadają :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie używałam nic z tej firmy,ale skusiłaś mnie bo najbardziej ciekawi mnie formuła tego żelo - olejku :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jego zapaszek.
OdpowiedzUsuńTego jeszcze nie miałam, ale LPM znam całkiem niezłe ;)
OdpowiedzUsuńfajnie, że ostatecznie polubiłaś ten olejek.
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze, ale żele LPM lubię.
OdpowiedzUsuńWczoraj wyjęłam go z zapasów, bo mój żel się skończył. Już nie mogę się doczekać kiedy go po raz pierwszy użyje.
OdpowiedzUsuńmam na niego wielką ochotę, kocham orzechowe kosmetyki ale rzadko można je w ogóle dopaść :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny wpis ;) musisz ;)Zapraszam do siebie :*
OdpowiedzUsuńa ja sie nad nim zastanawiałam, ale cena nei zachęca odo zakuppu
OdpowiedzUsuńMimo tak bogatych kampanii tej marki nie miałam jeszcze żadnego ich produktu :p
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam ten olejek w drogerii i niestety ostatecznie skusiłam się na produkt Lirene, który zupełnie się u mnie nie sprawdził i teraz żałuję :)
OdpowiedzUsuńCena troszkę wysoka.. ;)
OdpowiedzUsuń