Witajcie!
Kiedy rozpoczyna się sezon grzewczy, masło do ciała staje się moim przyjacielem. W tym roku, początek sezonu przywitałam z kremowym serum do ciała algi morskie Bielendy. Byłam niesamowicie ciekawa, co kryje się pod nazwą serum do ciała, a i opakowanie mi się spodobało. Uwielbiam morskie klimaty, a z całej palety barw zostawiłabym niebieskości, zielenie i oczywiście czerń ;) Do alg natomiast nigdy nie miałam zaufania, jednak miejsce, które zajmują w składzie tego produktu, pozwoliło mi stwierdzić, że nie będzie źle :P
Konsystencja serum regenerującego (ok. 15zł/200ml) jest bardzo ciekawa (wyjątkowe formuły kosmetyków obiecuje zresztą już sam producent). Powiedziałabym, że to coś pomiędzy typowym balsamem a masłem. Produkt jest lekki i treściwy zarazem, może taki treściwy mus? W serum zatopione są drobinki o niebieskiej barwie, które szybko rozpuszczają się podczas rozprowadzania kosmetyku po powierzchni ciała.
Serum regenerujące pachnie przyjemnie, ale słodko - a ja przyznaję, że patrząc na opakowanie, spodziewałam się raczej rześkiej bryzy. Mimo wszystko zapach i tak mi się podoba, utrzymuje się na ciele przez jakiś czas, ale nie przytłacza zapachu perfum.
Algi morskie - zwane mlekiem matki Ziemi - posiadają wiele cennych dla skóry właściwości: wzmacniają naczynka krwionośne, pobudzają krążenie dzięki czemu są używane w walce z cellulitem czy stabilizują pracę gruczołów łojowych. Nie ma się co dziwić, że są wykorzystywane w kosmetyce.
Muszę podkreślić, że serum regenerujące Bielendy przynosi ulgę suchej skórze. Nawilżenie utrzymuje się
cały dzień i jest dla mnie zadowalające. Produkt szybko się wchłania,
nie pozostawiając na skórze lepkiej, nieprzyjemnej warstwy, której chyba nikt nie lubi
:) Skóra natomiast zyskuje niesamowitą gładkość i miękkość; jest absolutnie
ukojona. Mam wrażenie, że skóra staje się również elastyczna i lekko napięta (być może to zasługa treściwej konsystencji).
Skład pokazuję na zdjęciu poniżej. Serum zawiera parafinę, a
"tytułowe" algi, znajdziemy gdzieś po środku. Mnie osobiście parafina nie przeszkadza, serum nie podrażniło mojej skóry. Produkt należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od daty otwarcia.
Przyznaję się, że balsamowanie ciała nie należy do moich ulubionych czynności, ale z takim produktem mogę jakoś ją znieść :)
Ostatnio pisałam również o etnicznym balsamie do ciała, który fajnie się u mnie sprawdza.
Nie lubię parafiny w kosmetykach :(
OdpowiedzUsuńMogłabys kliknąć w linki w najnowszym poście ? Dzięki ;*
Ja wolę olejki i raczej po to masło nie sięgnę, choć ciekawa jestem jak pachnie.
OdpowiedzUsuńZaciekawiło mnie, jak ma przynieść ulgę mojej suchej skórze.. :)
OdpowiedzUsuńZ tej serii mam balsam do ciała, ale na razie czeka w zapasach na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńmnie jednak parafina skresla to serum. Swedzi mnie po niej skora:(
OdpowiedzUsuńparafina mnie zniechęca
OdpowiedzUsuńNie miałam, ale nie wiem czy polubiłabym się z nim.
OdpowiedzUsuńNie miałam tego produktu.
OdpowiedzUsuńMam to serum, lecz czeka w kolejce na przetestowanie.
OdpowiedzUsuń:*
Miałam je kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńChętnie bym dorwała to serum ! ;D Ciekawe czy by zaspokoił moje wymagania :D
OdpowiedzUsuńpolubiłam się z kosmetykami z tej serii ;)
OdpowiedzUsuńto serum wydaje się być fajne :) z uwagi na to , że mam problemy z suchą skórą chętnie wypróbuję ten kosmetyk :)
OdpowiedzUsuńhttp://zanzadra.blogspot.com/
JA staram się jedynie unikać parafiny w kremach do twarzy. Może kiedy przetestuje.
OdpowiedzUsuńSerum wygląda bardzo ciekawie, podoba mi się jego konsystencja, a parafina mi niestraszna :)
OdpowiedzUsuńja akurat lubię dbać o skórę i zawsze chętnie się balsamuję, dobrze , że masło shea jest w składzie przed parafiną
OdpowiedzUsuńRzadko używam takich produktów, choć teraz, w okresie zimowym, zdarza mi się to znacznie częściej niż wiosną czy latem. Bardzo ciekawił mnie ten produkt, ale postanowiłam nie kupować nic, póki nie zuzyje zapasów. Ale zdarzyło się tak, że dostałam je w prezencie, leży teraz i czeka na swoją kolej.
OdpowiedzUsuń